Hej, hej kochani!
To znowu ja. Bardzo dawno mnie tu nie było i ogromnie was za to przepraszam. Ale mam urwanie głowy w szkole, o tym, że były ferie już nawet nie pamiętam :( Obiecałam rozdział a wcale go nie dodałam i obawiam się, że jeszcze przez jakiś czas nie dodam. Potrzebuje chwili wytchnienia a tu sprawdzian za sprawdzianem, kartkówką pogania. Ale dość użalania się nad sobą. Piszę po prostu żeby was przeprosić. Mam nadzieję, że uda mi się coś dodać przed Wielkanocą. Będę się bardzo starać.
Jeśli chcecie to zostawcie mi swojego maila w komentarzu pod tym postem. Jak się coś nowego pojawi to wam podeślę wiadomość.
Jeszcze raz gorąco przepraszam, dziękuję za komentarze i proszę o cierpliwość i dalsze wsparcie.
A teraz idę spać :D
Całusy,
zawsze Wasza,
Zuzu
Nowa zasada: podobał ci się rozdział? Zostaw komentarz o treści "+". Za 5 plusów będzie nagroda - kolejny rozdzialik. Informacje o nowych rozdziałach na Facebooku https://www.facebook.com/oczy.renesmee/
Dodawajcie komentarze i opinie
Bardzo was proszę o dodawanie komentarzy do moich postów. Chcę znać waszą opinię. Jeśli macie pomysły na przygody Nessie to z chęcią je przeczytam i postaram sie umieścić je w moich opowiadaniach.
Mam nadzieję, że będziecie często odwiedzać mojego bloga, ciekawi dalszych przygód pół wampirzycy.
poniedziałek, 29 lutego 2016
sobota, 16 stycznia 2016
ROZDZIAŁ 7 - PREZENTY
Kiedy się obudziłam, moje oczy automatycznie powędrowały w stronę
szafki nocnej, ale oczywiście zegarka na niej nie było. Wydawało mi się, że
spałam bardzo krótko, ale kiedy w końcu wyczołgałam się z łóżka i sprawdziłam
godzinę na telefonie okazało się że jest po jedenastej. Nie zawracając sobie
głowy ubieraniem się zeszłam na dół. Nikogo się nie spodziewałam, bo zarówno
Charlie, jak i Sue powinni być w pracy od ósmej, toteż stanęłam jak wryta kiedy
zobaczyłam otwartą lodówkę i stojącego przy
jej Jacoba . Od razu też spłonęłam rumieńcem, bo miałam na sobie tylko
pomiętą po spaniu koszulkę.
- Cześć - przywitałam się. - Co ty tutaj robisz? I nie mam na myśli
opróżniania naszej lodówki - uprzedziłam jego pytanie.
- Cześć - odpowiedział. Ze sceptycyzmem przyjrzał się mojej "kreacji",
ale w żaden sposób jej nie skomentował. - Przyjechałem cię odwiedzić. A co, nie
wolno?
- Wolno, wolno. Tylko się ciebie nie spodziewałam - powiedziałam
przeciskając się koło niego. Ukroiłam sobie kilka kromek chleba i posmarowałam
je sobie masłem. Sięgnęłam do szafki po szklankę i poprosiłam Jake'a o mleko. Podał
mi je, ale kiedy usiadłam przy stole i zabrałam się za jedzenie, przyglądał mi
się z taką miną jakbym postradała zmysły. Ale tak było zawsze. Jake nie może
zrozumieć jak ktoś może jeść śniadanie, które nie zawiera tony mięsa i dwóch
ton pieczywa. Postanowiłam go ignorować i nie spojrzałam na niego nawet kiedy
usiadł koło mnie i uporczywie się we mnie wpatrywał.
- Tak w ogóle to mam dla ciebie prezent - powiedział nagle.
- Co? Ale po co? Jacob, przecież wcale nie musiałeś mi niczego kupować.
To...
- To nie ode mnie - przerwał mi. - To od twojej rozrzutnej wampirzej
rodzinki. Ja tylko dostarczam - i to powiedziawszy wyciągnął z kieszeni kluczyk – srebrny i długi z
niebieską kokardą. Powstrzymałam się z wysiłkiem od ponownego wywrócenia oczami. Dobrze wiedziałam, do czego
był to kluczyk – do mojego nowego samochodu. Rzucił mi go i choć samochód nie budził
we mnie ekscytacji wstałam od stołu i otworzyłam drzwi wejściowe. Samochód stał
na podjeździe. Był to McLaren, srebrny i z całą pewnością nowy, ale na tym moja
wiedza się kończyła i wcale nie miałam ochoty dowiadywać się o nim czegokolwiek
więcej.
- Zamarzniesz. - Jacob stanął za mną i objął mnie ramionami.
- Wcale nie jest mi zimno - odpowiedziałam, ale Jake mnie nie puścił.
- Nie chcę cię martwić, ale w środku jest jeszcze trochę innych prezentów
- dodał, a kiedy odwróciłam się do niego uśmiechnął się szeroko.
Wyswobodziłam się z jego objęć i wyszłam na górę, żeby się ubrać. Ledwo
zdążyłam, bo Jacob zaraz zapukał i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka
taszcząc wielkie pudło. Była to wieża stereo.
- A to co jest? - spytałam.
- Jak widać wieża.
- Och, przecież wiesz o co pytam - westchnęłam.
Wyszliśmy na zewnątrz. W bagażniku było jeszcze kilka pudeł: nowiutki
laptop, słuchawki, tablet oraz dwa z moimi ulubionymi książkami i płytami. Kiedy
wszystko to było już w moim pokoju podjęłam decyzję, że na obiecane zakupy
pojedziemy od razu. Jacob bardzo chciał prowadzić i wcale nie musiał mnie długo
o to prosić. Lubiłam samochody, ale z całą pewnością nie tak bardzo jak Jake.
Subskrybuj:
Posty (Atom)