Dodawajcie komentarze i opinie

Bardzo was proszę o dodawanie komentarzy do moich postów. Chcę znać waszą opinię. Jeśli macie pomysły na przygody Nessie to z chęcią je przeczytam i postaram sie umieścić je w moich opowiadaniach.
Mam nadzieję, że będziecie często odwiedzać mojego bloga, ciekawi dalszych przygód pół wampirzycy.

niedziela, 6 sierpnia 2017

Multi-kultura

Kochani!a
Mam do was jeszcze jedno pytanie. Skąd się wzięliście w Arabii Saudyjskiej?
Nigdy bym nie pomyślała, że zajrzy tu ktoś z drugiego końca świata :)
Dzięki!
Buziaki
Zuzu


Nowe posty

Kochani!
Taki piękny rozdział wam napisałam, ale nie pasuje do kontekstu. Jeszcze na niego za wcześnie. Dużo za wcześnie. Ale miałam wenę, to ją wykorzystałam. Dam wam znać jak przyjdzie na niego czas, a na razie musicie sie uzbroić w cierpliwość. Czytając tego bloga na pewno macie jej wiele :)
Tak czy siak, ROZDZIAŁ 11 - ADRENALINA powoli się tworzy. Pomysł jest tylko jakoś się nie chce zapisać :D
Mam nadzieję, że już niedługo się to zmieni.
Buziaki,
Zuzu
PS Szczerze, gorąco i bardzo serdecznie chcę podziękować Julce Karaś. Jesteś wspaniała, a ja jestem Ci tak bardzo wdzięczna za wsparcie. Uśmiecham się za każdym razem, gdy widzę Twój komentarz. DZIEKUJĘ DZIEKUJĘ DZIEKUJĘ

środa, 2 sierpnia 2017

Facebook

Kochani moi!
Mam dla was wspaniałą wiadomość.
Wróciłam! Tak, wiem, że to już wicie. I nie, nie wiem na jak długo. ale to nie jest ta nowina.
Otóż, utworzyłam stronkę na Facebooku, żeby ułatwić wam wszystkim odnajdywanie informacji o nowych rozdziałach.
Tak więc, serdecznie zapraszam LUBIĘ TO
i jeszcze jedno. Czy wiecie, że nie mogę czytać "Zmierzchu"? Najnormalniej w świecie nie mogę, bo jak zaczynam to od razu mam ochotę coś dla was napisać. I zamiast czytać, piszę. Chore, prawda?
Buziaki,
Zuzu

ROZDZIAŁ 10 - OBCY WAMPIR

Rozglądam się dookoła i nasłuchuję, ale nie zauważam nic podejrzanego, czy choćby nadzwyczajnego. Niepewnie wsiadam do szoferki i blokuję drzwi. Zupełnie jakby zamek miał mnie ochronić przed wampirem. W starciu jeden na jednego nie miałam szans. Byłam tylko pół wampirem, nie jestem ani tak szybka ani tak zwinna jak one. Ostrożnie wyjeżdżam z uliczki, a gdy tylko znajduję się na utwardzanej drodze wciskam gaz do dechy. Mój samochód osiąga naprawdę wielkie szybkości, ale w porównaniu z wampirem to i tak nie wystarczy.
Karcę się w myślach. Od razu przewiduję najgorszy możliwy scenariusz. Może ten ktoś jest tylko ciekawy, albo nawet lepiej, nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności. Taa, jasne. Pobożne życzenia. Wracając do Forks mam nieustanne wrażenie, że ktoś mnie śledzi. I co ja do jasnej Anielki mam zrobić?! Nie mogę wrócić do domu Charliego, bo ściągnę mu na kark wampira! Powinnam zadzwonić do Jake’a i poprosić go o pomoc. Powinnam, ale nie mogę.
Jasna cholera! Musiałam upuścić telefon, gdy stałam w lesie bo nie mam go przy sobie. Cholera, cholera, cholera! Co mam robić? Jestem już nie na żarty przerażona i cały czas zerkam w lusterka wsteczne. To, że nic w nich nie widzę wcale mnie nie pociesza. Z każdą minutą zbliżam się do Forks, ale nie podoba mi się pomysł zaprowadzenia nieznanego wampira do miasta. Normalnie pojechałabym do Jake’a ale podejrzewam, że on nadal jest w Charliego. Na skrzyżowaniu skręcam w stronę La Push. Muszę znaleźć się w miejscu, gdzie jest dużo wilków, pytanie tylko, gdzie jest dużo wilków. O tej porze wszyscy są pewnie w swoich domach, czyli innymi słowy, każdy z nich jest sam, a ja nie zamierzam narażać moich przyjaciół jeśli nie będą mieć oczywistej przewagi liczebnej. Gdzieś zapewne krążył patrol, wysyłali jeden co noc, ale nie mam pojęcia gdzie go znajdę. Poza tym nie znam za dobrze tutejszej sfory. Na domiar złego przed chwilą zjechałam z głównej drogi i chcąc nie chcą musiałam zwolnić by wyrobić się na zakrętach. Nie żeby samochód stanowił przeszkodę dla wampira, ale zawsze było to coś. Z braku lepszych pomysłów zaczynam krążyć po La Push z zatrważającą prędkością jak na tutejsze drogi. Jadę właśnie wzdłuż plaży, gdy widzę grupę młodych Quileute’ów. Hamuję z piskiem opon w nadziei, że znam któregoś z nich.  Mam szczęście. Moje pojawienie zwraca ich uwagę, a ja szybko rozpoznaję wśród obecnych Seth’a i Anthony’ego, dwójkę znanych mi wilków ze sfory Jacoba. Oddycham z ulgą i podbiegam do Seth’a.
- Ness, co jest? Goni cię ktoś? – pyta chłopak ze śmiechem.
Przykładam mu rękę do policzka, by pokazać o co chodzi. Jestem tak przerażona, że ręka cała mi się trzęsie. Widzę jak zmieniają się oczy Seth’a gdy dociera do niego co się dzieje. Chłopak natychmiast zrywa się do biegu i znika w najbliższych krzakach. Ku mojemu zaskoczeniu, Anthony i jeszcze kilku obecnych podąża za nim. Zaledwie kilka sekund później słyszę wilcze wycie. Seth zwołuje watahę.
- Co to było? – pyta jeden z chłopców, którzy zostali na plaży.
Cholera, muszę jakoś pozbyć się ich z plaży. Nie będzie z nimi dobrze, jeśli tu zostaną.
- O coś się założyli. Nie wiem dokładnie o co, ale ja bym na nich nie czekała – jestem z siebie dumna, głos prawie mi nie drży.
- A ja bym jej posłuchała – słyszę znajomy głos za plecami. Odwracam się i widzę Leah Clearwater. Kogo jak kogo, ale jej się tu nie spodziewałam. Dziewczyna mówi coś do chłopaków po quileucku, a oni z ociąganiem wstają i rozchodzą się.
- Nareszcie – mruczy dziewczyna, a następnie obejmuje mnie ramieniem i prowadzi w stronę mojego samochodu. Jeszcze nie rozgryzłam tej dziewczyny. Ma wąty do wszystkich wampirów i szczerze ich nienawidzi, ale jednak mnie toleruje. Może nawet lubi, ale w jej przypadku ciężko coś stwierdzić. Jedyne co wiem o niej na pewno to to, że ze wszystkich sił stara się przestać być wilkołakiem i to, że przyjaźni się z Jake’iem, chociaż istoty tej przyjaźni już nie rozumiem.
- Co tak stoisz? Chodźże wreszcie zanim Jacob rozszarpie mnie na strzępy – zwraca się do mnie zniecierpliwiona. Patrzę na nią ze zdziwieniem, a dziewczyna w odpowiedzi wskazuje na pobliskie drzewa. Przyglądam im się przez chwilę i w końcu dostrzegam co miała na myśli. Parę ciemnobrązowych oczu. Wielkich, wilczych oczu które tak dobrze znam. Od razu wiem, że Jacob jest wściekły. Tkwi w krzakach dopóki nie wsiadam do samochodu, a potem znika.
Leah nic nie mówi przez całą drogę. Zatrzymuje się dopiero pod domem Billy’ego. Nadal się nie odzywa, wysiada z samochodu i znika mi z oczu uciekając do lasu. Co to do licha miało znaczyć?
Nagle ktoś puka w szybę, aż podskakuję z przerażenia. Na szczęście to tylko Jake. Od razu otwieram drzwi, a chłopak sięga do środka i bierze mnie na ręce. Wtulam się w niego jak małpka. Wiem, że to złe, ale w tej chwili jestem tak zestresowana… A przy Jake’u zapominam o złowrogich wampirach, dziwnym zachowaniu wilków, nawet o tym, dlaczego nie powinnam się tak do niego przytulać. Chłopak obejmuje mnie przez kilka cudownych minut. W końcu stawia mnie na ziemi, ale nie wypuszcza z objęć.
- Coś ty dzisiaj odwaliła, Nessie – szepcze w moje włosy, ale jestem prawie pewna, że mówi do siebie. Mimo to przykładam mu dłoń do policzka i w skrócie przedstawiam wydarzenia ostatniej godziny. Jake ogląda w milczeniu. Gdy kończę swój mały pokaz wreszcie się odzywa:
- Nie rozumiem, dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś.
Pokazuję mu, że zgubiłam telefon. Chłopak kręci głową.
- Jesteś bardziej podobna do Belli niż myślałem – wzdycha. – Ale możesz mi wytłumaczyć, dlaczego krążyłaś po La Push jak jakiś pirat drogowy zamiast od razu do mnie przyjechać?
- Myślałam, że wciąż jesteś u Charliego. A nie chciałam ściągnąć mu na głowę wampira – chłopak kiwa głową. – A co do krążenia po La Push… miałam nadzieję znaleźć jakieś wilki.
Jacob patrzy na mnie pytająco.
- Pomyślałam, że lepiej by było gdybyście mieli przewagę liczebną – tłumaczę się.
- Wciąż nie rozumiem, ale ok – mówi chłopak. W tej samej chwili rozlega się wilcze wycie.
- Cholera – przeklina Jacob. – Ness, nie ruszaj się stąd, zaraz wrócę. Przysięgam. I cały czas będę blisko – dodaje, całuje mnie we włosy i odbiega w stronę lasu. Jeszcze zanim znika za drzewami, cały się trzęsie. Czekam zaledwie dwie minuty, gdy zza drzew wyłania się Jacob. Od razu do mnie podchodzi i ponownie mnie obejmuje.
- Co jest? – pytam zaniepokojona.
- Chodźmy do domu – mówi tylko i prowadzi mnie w stronę budynku.

Gdy wchodzimy do środka, z zaskoczeniem stwierdzam, że nie ma tu Billy’ego.  Uzmysławiam sobie, że do tej pory uważałam Billy'ego za coś w rodzaju elementu wyposażenia. Już mam o to zapytać, ale Jake prowadzi mnie do malutkiego saloniku i sadza na kanapie wciaz\ż nie puszczając mojej ręki przez co niemal siadam mu na kolanach. Jestem taka zestresowana, ze nawet nie bardzo się tym przejmuję.
- Tak strasznie się o ciebie dzisiaj bałem. Byłem w drodze do domu, gdy Seth się zmienił i... Boże, już bardzo dawno nie byłem taki przerażony. Nie rób mi tego więcej - mów dobitnie obejmując mnie swoimi wielkim ramionami.
- Postaram się - mówię starając się rozładować atmosferę. Nie widzę twarzy chłopaka, ale wiem, że się uśmiecha.
- Chociaż właściwie nic się nie stało. Dobrze zrobiłaś przyjeżdżając od razu tutaj. Ten ktoś cię śledził, ale uciekł, gdy tylko natknął się na tropy sfory. Chłopaki chciały go ścigać, ale się nie zgodziliśmy. Może już nie wróci.
- Może - w moim głosie słychach powątpiewanie.
- Bez obaw, Ness. Wszystko będzie dobrze. Nie spuścimy z oka ani ciebie, ani Charliego. ale dla pewności, będzie lepiej jeśli postarasz się przesiadywać tutaj, w La Push. Cholerne deja vu!
- Co? - nie zrozumiałam tego ostatniego.
- No wiesz, jak Bella była człowiekiem, polowało na nią sporo wampirów. Przesiadywała wtedy całymi dniami na plaży w rezerwacie. A potem pilnowaliśmy jej na zmianę z Cullenami. No właściwie to ja pilnowałem jej na zmianę z Culenami.
- Dalej nie rozumiem - skarżę się.
- Nie byłem wtedy Alfą, a Sam nie zgadzał się na układy z wampirami, więc to ja pilnowałem Belli na dwie zmiany.
- Jake - jęknęłam z rozpaczą.
- Spokojnie Ness, to były stare czasy. Teraz sam jestem Alfą i mogę oddelegowywać zadania. A tak z innej beczki, idziesz jutro do Emily?
- Tak.
- To dobrz... - przerwało mu ziewnięcie.
- Jake, jesteś wykończony.
- Wcale nie. Bywało ze mną dużo gorzej.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Lepiej mi powiedz o co chodziło z tym Seattle dzisiaj.
- To znaczy?
- No nie pojechałaś do Seattle, a przecież chciałaś. Dlaczego?
- Zmieniłam zdanie.
- A dlaczego... - zawahał się. - Czemu nie zadzwoniłaś?
- Jacob, czy ty naprawdę pytasz mnie dlaczego nie poprosiłam cie o towarzyszenia mi w łażeniu po sklepach?
- No tak. Masz rację.