Dodawajcie komentarze i opinie

Bardzo was proszę o dodawanie komentarzy do moich postów. Chcę znać waszą opinię. Jeśli macie pomysły na przygody Nessie to z chęcią je przeczytam i postaram sie umieścić je w moich opowiadaniach.
Mam nadzieję, że będziecie często odwiedzać mojego bloga, ciekawi dalszych przygód pół wampirzycy.

piątek, 17 czerwca 2016

Wróciłam!

Cześć cześć moi kochani!
Bardzo was przepraszam (znowu) że nic nie pisałam. I to przez tak długi okres czasu! To karygodne i zdaję sobie z tego sprawę. Nie żebyście mnie w jakikolwiek sposób zachęcali do pisania (brak komentarzy, brak nowych wyświetleń, brak plusików o które prosiłam), ale i tak głupio się czuję. Miałam urwanie głowy w szkole, walka o oceny, itd. Ale zakładam że wszyscy to znacie :) Jednak teraz są już prawie wakacje i postanowiłam wrócić. Nie wiem na jak długo, ale jutro na pewno pojawi się nowy rozdział, a do końca czerwca pewnie jeszcze ze dwa. Obiecanki cacanki jak to się mówi, ale obiecuję się postarać
Na razie to tyle. Mam nadzieję że jeszcze ktoś tu zagląda i czeka na dalsze losy Nessie ;)
Całusy
Zuzu

czwartek, 31 marca 2016

ROZDZIAŁ 8 - TORTILLA I ZAKUPY

Tak jak się spodziewałam, dzień należał do udanych. Ani ja, ani Jake nie mieliśmy ochoty na typowe łażenie po sklepach dlatego dość szybko załatwiliśmy wszystkie sprawy. Chociaż to zależy jak na to patrzeć. Szybko w porównaniu do tego ile czasu spędziłam z Alice (przypomnę, że z nią byłam w jednym sklepie, a teraz przeszłam przez wszystkie w Forks - całe 12 sklepów), długo zważywszy na to, że wróciliśmy dopiero na kolację. W każdym bądź razie, po powrocie Jacob pomógł mi zanieść wszystkie nasze pakunki do mojego pokoju i, pomimo usilnych próśb Sue, nie został na spóźniony obiad. Ja sama też nie bardzo miałam ochotę na przygotowany przez nią gulasz mięsny. Muszę koniecznie z nią o tym porozmawiać! Dlatego też grzecznie odmówiłam lekko naginając prawdę i mówiąc, że byłam na polowaniu.
Kiedy juz znalazłam się w moim pokoju zabrałam się za urządzanie go. Zaczęłam od ubrań, odrywając od nich metki, składając je i starannie układając w szafie. Zawiesiłam zasłony i przykryłam łóżko fioletową narzutą. Na regale poustawiałam książki i płyty sprawiając, że album i pamiętnik nie były juz takie samotne. Dopiero wtedy zajęłam się prezentami. Wieża stereo wylądowała na komodzie, laptop na biurku razem z nową lampką. Tablet, podobnie jak słuchawki i moje stare mp3 schowałam do szuflady przy łóżku. Jacob kupił mi też (upierał się że to on zapłaci) mnóstwo zestawów typu "zrób to sam" i "mały majsterkowicz", więc zabrałam się do pracy nad nimi. W ten sposób na moich firankach wylądowały motyle, a lampka nocna zalśniła cekinami. Ponadto na wolnych półkach położyłam dziergane serwetki i ręcznie malowane figurki. Na koniec kilka obrazków na ścianę i poduszek na łóżko. Wreszcie czułam się jak w domu, a pokój zrobił się chyba nawet przytulniejszy od tego w Fall City.
Byłam zaskoczona gdy na zegarku (tak, kupiłam sobie też zegarek) zobaczyłam, że jest po drugiej w nocy. Wcale nie byłam zmęczona. Jednak dla zasady przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. I naprawdę byłam zaskoczona gdy jednak zasnęłam.
***
To może się wydawać dziwne, ale obudziwszy się o 6:30 byłam całkiem wyspana, za to przeraźliwie głodna. Tym razem postanowiłam się ubrać przed zejściem na dół, ale, jak się okazało, niepotrzebnie, bo w kuchni nikogo nie było. Naszła mnie ochota na naleśniki, więc z braku laku musiałam je sobie przygotować. Nie chwaląc się wyszły mi takie całkiem dobre. Ale przyznam, że bardzo się starałam.
Po zjedzeniu śniadania znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji. No bo co do Jasnej Anielki mam ze sobą zrobić?! Oczywiście cieszyłam się z przyjazdu do Forks, bo bardzo tęskniłam i w ogóle, ale jak tak siedziałam w kuchni to doszłam do wniosku, że nikogo tu nie znam. Oczywiście jest Charlie i Sue, ale oboje są w pracy, a zresztą nawet gdyby byli w domu to sama nie wiedziałam co chciałabym z nimi robić. No i były jeszcze wilki... Na samą myśl o nich serce podskoczyło mi w piersi, ale nie pozwoliłam swoim myślom zapędzić się za daleko. Spotkanie z Jake'm byłoby najprostszym i najprzyjemniejszym i najlepszym i najweselszym rozwiązaniem, ale jednocześnie najgorszym, najgłupszym, najbardziej naiwnym! W końcu miałam się od niego odzwyczajać, a nie pędzić do niego za każdym razem, gdy nikogo nie ma w pobliżu. Koniec końców doszłam do wniosku, że siedzenie w kuchni na nic mi się nie przyda więc wstałam od stołu i postanowiłam zająć się sprzątaniem. Całą swoją uwagę skupiłam na wycieraniu, odkurzaniu, myciu i układaniu. Kiedy już wszystkie pokoje były czyste zajęłam się kuchnią i łazienką. Zrobiłam pranie i przebrałam pościel na łóżkach. Po skończeniu z wszystkim wcale nie byłam szczególnie zmęczona i po raz pierwszy odkąd wstałam spojrzałam na zegarek. 13:21. Że co?! Zdaję sobie sprawę, że wampirom czas szybko leci, ale na miłość Boską posprzątałam cały jednopiętrowy dom rodzinny, a minęło dopiero pięć godzin! Niewiarygodne! Prawdę powiedziawszy byłam wtedy bliska załamania. Ale wtedy przypomniałam sobie co opowiadała mi kiedyś mama. Był taki czas w jej ludzkim życiu, że nie wiedziała jeszcze o prawdziwej, na powiedzmy, naturze taty. W związku z czym nie spędzała z nim każdej wolnej chwili i musiała znajdować sposoby na tzw. zabijanie czasu i wtedy mama... gotowała. Wśród kuchennych szafek udało mi się znaleźć kilka książek z przepisami oraz, na czym najbardziej mi zależało, odręczne notatki Belli.
Na obiad postanowiłam przyrządzić tortille nadziewane kurczakiem. Miałam nadzieję, że skupiona nad tym pracochłonnym daniem będę w stanic odegnać uporczywe myśli. Kiedy podsmażałam cebulę z papryczkami chilli, zadzwonił telefon. Niechętnie podniosłam słuchawkę, bojąc się, że to jedno z rodziców. Dzwoniła Emily - Bardzo chciała, żebym następnego dnia wraz z Charliem i Sue przyszła do niej i Sama na obiad. Od razu zapewniła mnie, że całe dwie sfory będą obecne. Oczywiście podziękowałam i próbowałam wymigać się zakupami w Seattle. Ale Emily powiedziała, że skoro jutro ja nie dam rady to zaprasza na niedzielę. No i musiałam się zgodzić.
Po rozmowie z Em próbowałam skoncentrować się na obiedzie, zwłaszcza przy krojeniu kurczaka w kostkę - nie uśmiechała mi się wizyta na pogotowiu. Nie było to jednak łatwe, bo wciąż wracałam myślami do mojego zakazanego tematu, a przed oczami co chwila widziałam obraz twarzy Jacoba. Było ze mną niedobrze. Dlaczego nie mogliśmy dalej się przyjaźnić, tak jak było zawsze. Dlaczego ja, skończona idiotka, ze wszystkich sił staram się to zepsuć? Jake nie mógł zauważyć, jak na niego reaguję, jak śledzę go wzrokiem. Nie mogłam do tego dopuścić! Nie byłam w jego typie, nie miałam szans.
Przecież to oczywiste, że nie mam u niego szans, pomyślałam, ganiąc się za naiwność. Oczy mnie piekły, ale to, dlatego, że parę minut wcześniej kroiłam cebulę. To on z nas dwojga był chodzącym ideałem, prawda? Będę twarda, obiecałam sobie. Mogę dać sobie z nim spokój. Dam sobie z nim spokój. Przetrwam dobrowolne zesłanie, a potem, jeśli mi się poszczęści, jakaś szkoła z południowego zachodu albo Hawajów zaoferuje mi stypendium. Pakując tortille do piekarnika, wyobrażałam sobie palmy i gorące plaże. Charlie wyglądał na zaniepokojonego, kiedy po powrocie do domu wyczuł zapach zielonej papryki. Miał prawo być podejrzliwy - najbliższa meksykańska knajpa, w której można było się stołować bez obaw, znajdowała się zapewne w południowej Kalifornii. Ale jako gliniarz, choćby i z małego miasta, zebrał w sobie dość odwagi, by spróbować mojego dzieła. Sue miała trochę więcej oporów. Pozwoliła Charliemu zjeść pierwszemu i dopiero kiedy stwierdziła, że przetrwał kilka kęsów bez większego szwanku zdecydowała się skosztować. I chyba im smakowało. Przyjemnie było obserwować, jak stopniowo nabierają zaufania do mojej kuchni.
- Dziadku? - spytałam, gdy już kończył posiłek.
- Co tam, skarbie?
- Chciałbym jutro wybrać się na cały dzień do Seattle. To jest, jeśli nie masz nic przeciwko. - Zamierzałam nie prosić o pozwolenie, żeby nie ustanawiać niewygodnego precedensu, ale w końcu wyrzuciłam to z siebie, żeby nie poczuł się obrażony. Tak naprawdę wcale nie miałam w planach jechać, ale w takim miasteczku jak Forks wieści niosły się błyskawicznie i wolałam nie ryzykować, że Emily się dowie. Przecież wcale nie unikałam jej tylko... kogoś innego.
- Do Seattle? Ale po co? - Charliemu najwyraźniej nie mieściło się w głowie, że można mieć potrzeby, których nie da się zaspokoić w Forks.
- Chciałabym dokupić jeszcz parę rzeczy do mojego pokoju. No i książek, bo tutejsza biblioteka nie jest najlepiej zaopatrzona, i może połazić trochę po sklepach z ciuchami.
- I pojedziesz tak zupełnie sama? - Nie wiedziałam, czy boi się, że coś mi się stanie, czy że ukrywam przed nim, że mam chłopaka.
- Zupełnie sama.
- Seattle to wielkie miasto - postraszył mnie
 - Och proszę cię, Charlie! Przecież nic mi się nie stanie. Jestem pół wam...
- Tak. Wiem. Nie musisz być taka dokładna. Możesz jechać, oczywiście. Tylko wróć przed północą, dobrze?
- Jasne dziadku! Dziękuję. - Uśmiechnęłam się przymilnie.
I tak oto znalazłam sobie rozrywkę na kolejny dzień. Może zobaczę się z Carlisle'm?

środa, 30 marca 2016

Święta, Święta i po Świętach

Obiecałam rozdział na Święta i nic z tego nie wyszło. Napisałam krótki rozdział i nie jestem z niego zadowolona. I myślałam całe Święta jak go zmienić i przedłużyć i wyobraźcie sobie, że nic nie wymyśliłam. A tu wolne się skończyło, znowu szkoła i urwanie głowy. Piszę żebyście nie pomyśleli, że o was zapomniałam, bo naprawdę Cały czas o Was myślę!
Strasznie dużo tego "myślenia" mi wyszło :)
Jestem pewna, że wielu z Was wolałoby abym ten czas, który właśnie poświęcam na napisanie tego bzdurnego posta poświęciła na kolejny rozdział i dlatego Was przepraszam. Posty informacyjne pisze się dużo łatwiej niż takie z opowiadaniem i dlatego takich jest tutaj najwięcej.
I jeszcze jedno,
spóźnione, ale zawsze, WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH ORAZ ZDROWIA I SPOKOJU NA CAŁY ROK!
Całuski,
Zuzu

poniedziałek, 29 lutego 2016

Przepraszam?

Hej, hej kochani!
To znowu ja. Bardzo dawno mnie tu nie było i ogromnie was za to przepraszam. Ale mam urwanie głowy w szkole, o tym, że były ferie już nawet nie pamiętam :( Obiecałam rozdział a wcale go nie dodałam i obawiam się, że jeszcze przez jakiś czas nie dodam. Potrzebuje chwili wytchnienia a tu sprawdzian za sprawdzianem, kartkówką pogania. Ale dość użalania się nad sobą. Piszę po prostu żeby was przeprosić. Mam nadzieję, że uda mi się coś dodać przed Wielkanocą. Będę się bardzo starać.
Jeśli chcecie to zostawcie mi swojego maila w komentarzu pod tym postem. Jak się coś nowego pojawi to wam podeślę wiadomość.
Jeszcze raz gorąco przepraszam, dziękuję za komentarze i proszę o cierpliwość i dalsze wsparcie.
A teraz idę spać :D
Całusy,
zawsze Wasza,
Zuzu

sobota, 16 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 7 - PREZENTY

Kiedy się obudziłam, moje oczy automatycznie powędrowały w stronę szafki nocnej, ale oczywiście zegarka na niej nie było. Wydawało mi się, że spałam bardzo krótko, ale kiedy w końcu wyczołgałam się z łóżka i sprawdziłam godzinę na telefonie okazało się że jest po jedenastej. Nie zawracając sobie głowy ubieraniem się zeszłam na dół. Nikogo się nie spodziewałam, bo zarówno Charlie, jak i Sue powinni być w pracy od ósmej, toteż stanęłam jak wryta kiedy zobaczyłam otwartą lodówkę i stojącego przy  jej Jacoba . Od razu też spłonęłam rumieńcem, bo miałam na sobie tylko pomiętą po spaniu koszulkę.
- Cześć - przywitałam się. - Co ty tutaj robisz? I nie mam na myśli opróżniania naszej lodówki - uprzedziłam jego pytanie.
- Cześć - odpowiedział. Ze sceptycyzmem przyjrzał się mojej "kreacji", ale w żaden sposób jej nie skomentował. - Przyjechałem cię odwiedzić. A co, nie wolno?
- Wolno, wolno. Tylko się ciebie nie spodziewałam - powiedziałam przeciskając się koło niego. Ukroiłam sobie kilka kromek chleba i posmarowałam je sobie masłem. Sięgnęłam do szafki po szklankę i poprosiłam Jake'a o mleko. Podał mi je, ale kiedy usiadłam przy stole i zabrałam się za jedzenie, przyglądał mi się z taką miną jakbym postradała zmysły. Ale tak było zawsze. Jake nie może zrozumieć jak ktoś może jeść śniadanie, które nie zawiera tony mięsa i dwóch ton pieczywa. Postanowiłam go ignorować i nie spojrzałam na niego nawet kiedy usiadł koło mnie i uporczywie się we mnie wpatrywał.
- Tak w ogóle to mam dla ciebie prezent - powiedział nagle.
- Co? Ale po co? Jacob, przecież wcale nie musiałeś mi niczego kupować. To...
- To nie ode mnie - przerwał mi. - To od twojej rozrzutnej wampirzej rodzinki. Ja tylko dostarczam - i to powiedziawszy wyciągnął z kieszeni kluczyk – srebrny i długi z niebieską kokardą. Powstrzymałam się z wysiłkiem od ponownego wywrócenia oczami. Dobrze wiedziałam, do czego był to kluczyk – do mojego nowego samochodu. Rzucił mi go i choć samochód nie budził we mnie ekscytacji wstałam od stołu i otworzyłam drzwi wejściowe. Samochód stał na podjeździe. Był to McLaren, srebrny i z całą pewnością nowy, ale na tym moja wiedza się kończyła i wcale nie miałam ochoty dowiadywać się o nim czegokolwiek więcej.
- Zamarzniesz. - Jacob stanął za mną i objął mnie ramionami.
- Wcale nie jest mi zimno - odpowiedziałam, ale Jake mnie nie puścił.
- Nie chcę cię martwić, ale w środku jest jeszcze trochę innych prezentów - dodał, a kiedy odwróciłam się do niego uśmiechnął się szeroko.
Wyswobodziłam się z jego objęć i wyszłam na górę, żeby się ubrać. Ledwo zdążyłam, bo Jacob zaraz zapukał i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka taszcząc wielkie pudło. Była to wieża stereo.
- A to co jest? - spytałam.
- Jak widać wieża.
- Och, przecież wiesz o co pytam - westchnęłam.
Wyszliśmy na zewnątrz. W bagażniku było jeszcze kilka pudeł: nowiutki laptop, słuchawki, tablet oraz dwa z moimi ulubionymi książkami i płytami. Kiedy wszystko to było już w moim pokoju podjęłam decyzję, że na obiecane zakupy pojedziemy od razu. Jacob bardzo chciał prowadzić i wcale nie musiał mnie długo o to prosić. Lubiłam samochody, ale z całą pewnością nie tak bardzo jak Jake.

wtorek, 5 stycznia 2016

Brak komentarzy

Witam serdecznie!
Tego posta miałam wstawić wczoraj, ale wspaniała Lusia dodała komentarz i nie mogłam wam odmówić kolejnego rozdziału. Muszę jednak przyznać, że komentarzy mam bardzo mało, a plusików o które prosiłam - wcale. Dlatego też, aby wywiązać się z umowy nie wstawiam nowego rozdziału. Tak bardzo was proszę, zacznijcie komentować. Już nawet wyłączyłam blokadę obrazkową :)
A na zachętę dodaję krótki fragmencik. Nie z następnej części, ale zawsze. Chcę, abyście mieli na co czekać :D


***

Wykorzystałam fakt, że przybysz wciąż jeszcze spacerował wzdłuż polany i przybliżyłam się do czytnika. Miałam tylko nadzieję, że jego obsługa nie jest zbyt skomplikowana i że nie wyda z siebie żadnego dźwięku. Wyciągnęłam rękę za siebie i na oślep wymacałam czujnik. Zaraz potem rozległo się cichutkie kliknięcie i drzwi się otworzyły. Zanim nieznajomy się zorientował co zrobiłam wślizgnęłam się do środka i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Natychmiast się od nich odsunęłam i sięgnęłam do torebki po telefon. Miałam w nim bardzo mało kontaktów, ale i tak przeglądając je zastanawiałam się do kogo zadzwonić. Kogo w to wciągnąć? Komu miałam przydzielić
tak odpowiedzialne zadanie? Charliemu? Ale Charlie był tak żałośnie bezbronny. Moja wampirza rodzinka też odpadała - byli za daleko.Pozostawała więc tylko jedna osoba. Właściwie to od samego początku było wiadomo, na kogo padnie.
- Jacob? – szepnęłam. – Mówi Renesme. Błagam, musisz mi pomóc.

***

Tak więc jeśli chcecie się dowiedzieć jak się to wszystko skończy (a także jak się zacznie) to komentujcie. Wiem, że niektórzy z was nazwaliby to szantażem, ale co mi tam :)
No napisania wkrótce,
Zuzu

ROZDZIAŁ 6 - ZAŚMIAĆ SIĘ NA ŚMIERĆ

Nie jestem pewna ile tam staliśmy, przytuleni do siebie. Wiem tylko, że kiedy w końcu Jacob mnie puścił oboje byliśmy raczej zakłopotani i żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. W końcu pierwszy odezwał sie Jake:
- Pomóc Ci się rozpakować? - spytał, ale w jego głosie było coś, co podpowiadało mi, że to bardzo wymuszone pytanie.
 - Tak, byłabym wdzięczna - odpowiedziałam szybko starając się zamaskować zażenowanie.
Zabraliśmy się do pracy, chociaż, sądząc po bardzo małej ilości mojego bagażu miało nam to zająć nie więcej niż pół godziny. I tak też było. Ja zajęłam się ubraniami, starając się zostawić na wierzchu te, które nadawały się do noszenia w Forks, a pozostałe upchać na samo dno szafy, tak aby zabierały jak najmniej miejsca. Jacob natomiast zajął się pozostałymi drobiazgami, które przywiozłam z domu. Kiedy odwróciłam się od szafy i znów spojrzałam na pokój z ulgą zauważyłam, że stał się nieco mniej sterylny i pusty. Na półce na książki leżał mój pamiętnik i album ze zdjęciami, na szafce nocnej stała teraz przyniesiona skądś lampka. Na biurku w schludnym stosiku piętrzyły się moje płyty z muzyką (chyba nie miałam na czym ich słuchać, ale nie przejęłam się). Jacob znalazł też wazonik z kwiatami i ustawił je na komodzie zaraz obok zdjęć mojej rodziny. Wśród obcej pościeli dostrzegłam znajomy szczegół - moją ukochaną poduszkę z wizerunkiem wilka. Teraz było tu odrobinę bardziej jak w domu. Uśmiechnęłam się do Jake, a on, na szczęście, odpowiedział mi tym samym.
- Jacob, zjesz z nami kolację? - usłyszałam z dołu.
- Bardzo chętnie, jeśli to nie problem. Dzięki, Sue! - odkrzyknął chłopak.
- To chodźcie już - odpowiedziała.
Jacob od razu zbiegł na dół, ja jeszcze chwilę zaczekałam. Na szafce nocnej położyłam najdroższe mi przedmioty: bransoletkę i medalion. Dopiero wtedy poczułam, że jestem, może nie w domu, ale u siebie.
Kiedy zeszłam na dół zaskoczył mnie widok Charlie'go. Nie słyszałam jak przyszedł, a nie sądziłam, że rozpakowywanie aż tak mnie pochłonie. Gdy tylko go zobaczyłam rzuciłam się mu na szyję i gorąco podziękowałam za tą wspaniałą propozycję przyjazdu tutaj. Dziadek trochę niezdarnie poklepał mnie po plecach i wyraźnie było po nim widać, że wolałby gdybym go puściła. Ponarzekał trochę, że znów zbytnio się zmieniłam i że nie planował spędzić tych wakacji na pilnowaniu nastolatki (jedna zupełnie mu wystarczy), ale uśmiechał się przy tym tak, że nie sposób było uznać tego za prawdziwe narzekanie. Zaraz potem dodał, że nie chce wiedzieć nic ponad to, co jest absolutnie konieczne i przeszedł do salonu aby włączyć w telewizji mecz.
Chwilę później siedziałam już przy stole w kuchni razem z nim, Sue, Jacobem i, ku mojemu zaskoczeniu, Sethem. Zmartwiłam się jednak, kiedy kobieta podała mi talerz. Gorąca pieczeń, świeże ziemniaki i młodziutka marchewka z całą pewnością były pyszne, ale nie dla mnie. Ja zwyczajnie takich rzeczy nie jadałam. Sue wiedziała o mnie wystarczająco dużo, by zdawać sobie sprawę, że mogę jeść ludzkie jedzenie i zbyt mało by wiedzieć, że większości tego jedzenia nie lubię. Nie chciałam jednak sprawiać jej przykrości. Poprzysięgłam sobie, że w najbliższym czasie powiadomię ją o moich, no powiedzmy, zwyczajach kulinarnych, a dzisiaj zjem przygotowany obiad. Nie chodziło o to, że był niesmaczny. Wszystkie zmysły miałam wyostrzone, smak również, i potrafiłam docenić jego walory smakowe, zwyczajnie nie były to "walory", które smakowałyby mnie. Wiem, że to strasznie głupie, że tak rozwodzę się nad jedzeniem, ale nic nie mogę na to poradzić. Zaczęłam od ziemniaków i marchewki, bo najbardziej na świecie nie lubiłam mięsa. I nic mnie nie obchodzi, że według zwykłych ludzi krew smakuje jak mięso - a guzik prawda! Krew to krew, a mięso to paskudztwo. Z tej jakże trudnej sytuacji wybawił mnie Jacob. Kiedy Sue wyszła do kuchni, aby przynieść coś do picia, chłopak pochylił się ku mnie i z zawadiackim uśmieszkiem spytał:
- Będziesz jeszcze jadła, Nessie? Czy może podzielisz się z wygłodniałym wilkiem? - i nie czekając na odpowiedź zrzucił moją porcję na swój talerz. Dałam mu kuksańca w bok, ale jednocześnie się uśmiechnęłam. Byłam wdzięczna i Jake dobrze o tym wiedział.
Kiedy reszta kończyła jeść, ja pogryzałam chleb przyniesiony z kuchni. Jak się okazało bardzo smaczny w połączeniu z pieczeniowym sosem. Po kolacji powiedziałam, że jestem bardzo zmęczona i że idę się położyć. Ku mojemu zaskoczeniu dołączył do mnie Jacob. Spojrzała na niego pytając zatrzymując się w połowie schodów i odwracając do niego.
- Zostawiłem u ciebie kluczyki do auta - wyjaśnił i przecisnął się koło mnie na schodach. To wyjaśnienie wydało mi się tak bardzo głupie i oczywiste, że wybuchłam śmiechem i z trudem doszłam do mojego pokoju. Jake spojrzał na mnie jakbym postradała rozum i powiedział:
-  Wiesz, Ness, ty chyba naprawdę jesteś bardzo zmęczona. Powinnaś się już położyć... O ile zdołasz - dodał na koniec widząc, że zataczam się ze śmiechu i łapiąc mnie w ostatniej chwili bo zachwiałam się niebezpiecznie. Posadził mnie na łóżku, ale ja dalej się śmiałam i chłopak, mimo woli się do mnie przyłączył. Zwijaliśmy się ze śmiechu przez dobre 10 minut, a kiedy Jake powiedział (z trudem go rozumiałam bo oboje wciąż chichotaliśmy), że nawet nie wie z czego się śmieje, atak rozpoczął się na nowo. Kiedy w końcu udało się nam jako tako uspokoić byłam naprawdę zmęczona a do tego bolał mnie brzuch.
- Jake, podrzucisz mnie jutro do miasta? - zapytałam. -  Nie mam w czym chodzić - dodałam wskazując wymownie na otwartą szafę.
- Tak, przyjadę. Jasne - chłopak zgodził się z zagadkowym uśmieszkiem na twarzy. - A teraz uciekam stąd zanim zaśmiejesz mnie na śmierć.
I to powiedziawszy wstał, jednym ruchem ręki zgarną z komody swoje kluczyki, pomachał mi i wyszedł. Mnie nawet nie chciało się przebierać w piżamę. Z największym trudem zdjęłam buty i spodnie po czym wczołgałam się pod kołdrę. Po kilku minutach już spałam.

piątek, 1 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 5 - WSZYSTKO NOWE

Jeszcze zanim zdążyłam podejść do samochodu Jacob podbiegł do mnie. Zabrał mi moje torby i odstawił je na ziemię. A następnie zamknął mnie w niedźwiedzim, a raczej wilczym, uścisku.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem - powiedział cicho. Nie byłam pewna co odpowiedzieć. Oczywiście mnie też go brakowało, ale nie chciałam się do tego przyznać nawet przed samą sobą, a co dopiero przed nim. Przerażał mnie fakt, że nie mogłam bez niego wytrzymać nawet tygodnia, a przecież musiałam się do niego oddalić,dla jego własnego dobra. Dlatego nic nie odpowiedziałam.
Jacob w końcu mnie puścił, jedną ręką zgarnął moje torby i podszedł do samochodu. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, powiedział "wsiadaj" i wrzucił moje torby na tylne siedzenie. Kiedy zajmował miejsce kierowcy ja już byłam w środku. Milczał i trochę mnie to niepokoiło. Nie chciałam go obrazić tylko... No dobra, sama nie wiem co chciałam osiągnąć. Ucieszyłam się kiedy opuściliśmy parking i Jake w końcu się odezwał:
- Nie jesteś dzisiaj zbyt rozmowna, co? - zapytał wesoło, ale w jego oczach krył się smutek.
- Jestem po prostu zmęczona - powiedziałam i dotknęłam jego dłoni opartej na gałce do zmiany biegów pokazując jak spędziłam dzisiejszy dzień.
- Rozumiem - mruknął i już się nie odezwał.
Szybko zabrałam rękę i pogrążyłam się we własnych myślach wdzięczna za chwilę ciszy. Jednak to o czym rozmyślałam wcale mi się nie podobało. Po głowie w kółko krążyły te same pytania: jak ja mam się odseparować od mojego Jacoba i jak mam bez niego żyć? Nie potrafiłam znaleźć na nie odpowiedzi i niezbyt mi się to podobało.
Zajechaliśmy pod dom Charliego wyjątkowo szybko. Jake wysiadł ze mną i zabrał moje torby, ale nadal milczał. W drzwiach powitała nas Sue. Krótko wyjaśniła mi, że Charlie wciąż jest na posterunku i dlatego mnie nie odebrał i że dlatego też poprosiła o pomoc Jacoba. Grzecznie się z nią przywitałam, podziękowałam z zaproszenie i bąknęłam coś o tym, że jestem bardzo zmęczona więc Sue zaprowadziła mnie do mojego pokoju prosząc abym się rozgościła i czuła jak u siebie. Była to oczywiście stara sypialnia Belli, ale pomieszczenie bardzo się zmieniło. Mama juz dawno zabrała swoje rzeczy, a później ktoś - najprawdopodobniej Sue -  wszystko inne. Pokój był całkiem pusty, nie licząc łóżka z pościelą. Na biurku nic nie leżało, w szafie nic nie było. Puściutki regał na książki, opróżniona komoda i szafka nocna. Żadnego dywanu, obrazów, nawet zasłon nie było. Na pierwszy rzut oka widać, że nikt tu nie mieszka. To nie mógł być mój pokój! To nie mógł być mój dom! Nic tu nie znałam! Kiedy mieszkałam w Forks wcale nie ruszałam się z posiadłości Cullenów.  Nie znam miasta, nie znam ludzi. Ja przecież nawet nie znam Sue, a przecież odtąd będę mieszkać pod jej dachem. Owszem odwiedzamy Charliego, a Charlie odwiedza nas, ale Sue bardzo rzadko mu towarzyszy, właściwie to nigdy. Czułam, że wpadam w panikę i nic nie mogłam na to poradzić.
Nagle coś odwróciło moją uwagę od przerażająco pustego pokoju. To Jacob wszedł za mną i postawił moje torby pod szafą. Spojrzałam na niego i nagle uświadomiłam sobie jakie mam szczęście, że tu jest, że jest ze mną, że jest moim przyjacielem. Nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam mu się w ramiona. Przytulił mnie, a był przy tym tak wysoki, że nogi dyndały mi w powietrzu.
- Ja też za tobą tęskniłam, Jake - szepnęłam mu do ucha. - Bardzo bardzo tęskniłam. Tak się cieszę, że tu jesteś. Dziękuję.
I chociaż wiedziałam, że to jest złe, że nie powinnam się tak zachowywać, nie przestałam się przytulać. W tej właśnie chwili przegrałam walkę z samą sobą, ale zupełnie się tym nie przejmowałam.
- Wiem - odpowiedział Jacob.

2 tysiące

Udało się Wam kochani! Przekroczyliście dwa tysiące odwiedzin. Jestem z was dumna. Wiem, że nie dotrzymałam obietnicy, ale nie dostałam żadnych plusików :( Cały Sylwester spędziłam przed telewizorem oglądając Przyjaciół (całodzienny maraton na Comedy Central). Jest to fantastyczny serial i gorąco Wam go polecam, ale to tak na marginesie.
Przede wszystkim chcę Wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku 2016, i oby był jeszcze lepszy niż miniony 2015.
A teraz zabieram się do pisania rozdziału piątego. Życzcie mi powodzenia, komentujcie i świętujcie Nowy Rok.
Całusy
Zuzu