Dodawajcie komentarze i opinie

Bardzo was proszę o dodawanie komentarzy do moich postów. Chcę znać waszą opinię. Jeśli macie pomysły na przygody Nessie to z chęcią je przeczytam i postaram sie umieścić je w moich opowiadaniach.
Mam nadzieję, że będziecie często odwiedzać mojego bloga, ciekawi dalszych przygód pół wampirzycy.

niedziela, 6 sierpnia 2017

Multi-kultura

Kochani!a
Mam do was jeszcze jedno pytanie. Skąd się wzięliście w Arabii Saudyjskiej?
Nigdy bym nie pomyślała, że zajrzy tu ktoś z drugiego końca świata :)
Dzięki!
Buziaki
Zuzu


Nowe posty

Kochani!
Taki piękny rozdział wam napisałam, ale nie pasuje do kontekstu. Jeszcze na niego za wcześnie. Dużo za wcześnie. Ale miałam wenę, to ją wykorzystałam. Dam wam znać jak przyjdzie na niego czas, a na razie musicie sie uzbroić w cierpliwość. Czytając tego bloga na pewno macie jej wiele :)
Tak czy siak, ROZDZIAŁ 11 - ADRENALINA powoli się tworzy. Pomysł jest tylko jakoś się nie chce zapisać :D
Mam nadzieję, że już niedługo się to zmieni.
Buziaki,
Zuzu
PS Szczerze, gorąco i bardzo serdecznie chcę podziękować Julce Karaś. Jesteś wspaniała, a ja jestem Ci tak bardzo wdzięczna za wsparcie. Uśmiecham się za każdym razem, gdy widzę Twój komentarz. DZIEKUJĘ DZIEKUJĘ DZIEKUJĘ

środa, 2 sierpnia 2017

Facebook

Kochani moi!
Mam dla was wspaniałą wiadomość.
Wróciłam! Tak, wiem, że to już wicie. I nie, nie wiem na jak długo. ale to nie jest ta nowina.
Otóż, utworzyłam stronkę na Facebooku, żeby ułatwić wam wszystkim odnajdywanie informacji o nowych rozdziałach.
Tak więc, serdecznie zapraszam LUBIĘ TO
i jeszcze jedno. Czy wiecie, że nie mogę czytać "Zmierzchu"? Najnormalniej w świecie nie mogę, bo jak zaczynam to od razu mam ochotę coś dla was napisać. I zamiast czytać, piszę. Chore, prawda?
Buziaki,
Zuzu

ROZDZIAŁ 10 - OBCY WAMPIR

Rozglądam się dookoła i nasłuchuję, ale nie zauważam nic podejrzanego, czy choćby nadzwyczajnego. Niepewnie wsiadam do szoferki i blokuję drzwi. Zupełnie jakby zamek miał mnie ochronić przed wampirem. W starciu jeden na jednego nie miałam szans. Byłam tylko pół wampirem, nie jestem ani tak szybka ani tak zwinna jak one. Ostrożnie wyjeżdżam z uliczki, a gdy tylko znajduję się na utwardzanej drodze wciskam gaz do dechy. Mój samochód osiąga naprawdę wielkie szybkości, ale w porównaniu z wampirem to i tak nie wystarczy.
Karcę się w myślach. Od razu przewiduję najgorszy możliwy scenariusz. Może ten ktoś jest tylko ciekawy, albo nawet lepiej, nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności. Taa, jasne. Pobożne życzenia. Wracając do Forks mam nieustanne wrażenie, że ktoś mnie śledzi. I co ja do jasnej Anielki mam zrobić?! Nie mogę wrócić do domu Charliego, bo ściągnę mu na kark wampira! Powinnam zadzwonić do Jake’a i poprosić go o pomoc. Powinnam, ale nie mogę.
Jasna cholera! Musiałam upuścić telefon, gdy stałam w lesie bo nie mam go przy sobie. Cholera, cholera, cholera! Co mam robić? Jestem już nie na żarty przerażona i cały czas zerkam w lusterka wsteczne. To, że nic w nich nie widzę wcale mnie nie pociesza. Z każdą minutą zbliżam się do Forks, ale nie podoba mi się pomysł zaprowadzenia nieznanego wampira do miasta. Normalnie pojechałabym do Jake’a ale podejrzewam, że on nadal jest w Charliego. Na skrzyżowaniu skręcam w stronę La Push. Muszę znaleźć się w miejscu, gdzie jest dużo wilków, pytanie tylko, gdzie jest dużo wilków. O tej porze wszyscy są pewnie w swoich domach, czyli innymi słowy, każdy z nich jest sam, a ja nie zamierzam narażać moich przyjaciół jeśli nie będą mieć oczywistej przewagi liczebnej. Gdzieś zapewne krążył patrol, wysyłali jeden co noc, ale nie mam pojęcia gdzie go znajdę. Poza tym nie znam za dobrze tutejszej sfory. Na domiar złego przed chwilą zjechałam z głównej drogi i chcąc nie chcą musiałam zwolnić by wyrobić się na zakrętach. Nie żeby samochód stanowił przeszkodę dla wampira, ale zawsze było to coś. Z braku lepszych pomysłów zaczynam krążyć po La Push z zatrważającą prędkością jak na tutejsze drogi. Jadę właśnie wzdłuż plaży, gdy widzę grupę młodych Quileute’ów. Hamuję z piskiem opon w nadziei, że znam któregoś z nich.  Mam szczęście. Moje pojawienie zwraca ich uwagę, a ja szybko rozpoznaję wśród obecnych Seth’a i Anthony’ego, dwójkę znanych mi wilków ze sfory Jacoba. Oddycham z ulgą i podbiegam do Seth’a.
- Ness, co jest? Goni cię ktoś? – pyta chłopak ze śmiechem.
Przykładam mu rękę do policzka, by pokazać o co chodzi. Jestem tak przerażona, że ręka cała mi się trzęsie. Widzę jak zmieniają się oczy Seth’a gdy dociera do niego co się dzieje. Chłopak natychmiast zrywa się do biegu i znika w najbliższych krzakach. Ku mojemu zaskoczeniu, Anthony i jeszcze kilku obecnych podąża za nim. Zaledwie kilka sekund później słyszę wilcze wycie. Seth zwołuje watahę.
- Co to było? – pyta jeden z chłopców, którzy zostali na plaży.
Cholera, muszę jakoś pozbyć się ich z plaży. Nie będzie z nimi dobrze, jeśli tu zostaną.
- O coś się założyli. Nie wiem dokładnie o co, ale ja bym na nich nie czekała – jestem z siebie dumna, głos prawie mi nie drży.
- A ja bym jej posłuchała – słyszę znajomy głos za plecami. Odwracam się i widzę Leah Clearwater. Kogo jak kogo, ale jej się tu nie spodziewałam. Dziewczyna mówi coś do chłopaków po quileucku, a oni z ociąganiem wstają i rozchodzą się.
- Nareszcie – mruczy dziewczyna, a następnie obejmuje mnie ramieniem i prowadzi w stronę mojego samochodu. Jeszcze nie rozgryzłam tej dziewczyny. Ma wąty do wszystkich wampirów i szczerze ich nienawidzi, ale jednak mnie toleruje. Może nawet lubi, ale w jej przypadku ciężko coś stwierdzić. Jedyne co wiem o niej na pewno to to, że ze wszystkich sił stara się przestać być wilkołakiem i to, że przyjaźni się z Jake’iem, chociaż istoty tej przyjaźni już nie rozumiem.
- Co tak stoisz? Chodźże wreszcie zanim Jacob rozszarpie mnie na strzępy – zwraca się do mnie zniecierpliwiona. Patrzę na nią ze zdziwieniem, a dziewczyna w odpowiedzi wskazuje na pobliskie drzewa. Przyglądam im się przez chwilę i w końcu dostrzegam co miała na myśli. Parę ciemnobrązowych oczu. Wielkich, wilczych oczu które tak dobrze znam. Od razu wiem, że Jacob jest wściekły. Tkwi w krzakach dopóki nie wsiadam do samochodu, a potem znika.
Leah nic nie mówi przez całą drogę. Zatrzymuje się dopiero pod domem Billy’ego. Nadal się nie odzywa, wysiada z samochodu i znika mi z oczu uciekając do lasu. Co to do licha miało znaczyć?
Nagle ktoś puka w szybę, aż podskakuję z przerażenia. Na szczęście to tylko Jake. Od razu otwieram drzwi, a chłopak sięga do środka i bierze mnie na ręce. Wtulam się w niego jak małpka. Wiem, że to złe, ale w tej chwili jestem tak zestresowana… A przy Jake’u zapominam o złowrogich wampirach, dziwnym zachowaniu wilków, nawet o tym, dlaczego nie powinnam się tak do niego przytulać. Chłopak obejmuje mnie przez kilka cudownych minut. W końcu stawia mnie na ziemi, ale nie wypuszcza z objęć.
- Coś ty dzisiaj odwaliła, Nessie – szepcze w moje włosy, ale jestem prawie pewna, że mówi do siebie. Mimo to przykładam mu dłoń do policzka i w skrócie przedstawiam wydarzenia ostatniej godziny. Jake ogląda w milczeniu. Gdy kończę swój mały pokaz wreszcie się odzywa:
- Nie rozumiem, dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś.
Pokazuję mu, że zgubiłam telefon. Chłopak kręci głową.
- Jesteś bardziej podobna do Belli niż myślałem – wzdycha. – Ale możesz mi wytłumaczyć, dlaczego krążyłaś po La Push jak jakiś pirat drogowy zamiast od razu do mnie przyjechać?
- Myślałam, że wciąż jesteś u Charliego. A nie chciałam ściągnąć mu na głowę wampira – chłopak kiwa głową. – A co do krążenia po La Push… miałam nadzieję znaleźć jakieś wilki.
Jacob patrzy na mnie pytająco.
- Pomyślałam, że lepiej by było gdybyście mieli przewagę liczebną – tłumaczę się.
- Wciąż nie rozumiem, ale ok – mówi chłopak. W tej samej chwili rozlega się wilcze wycie.
- Cholera – przeklina Jacob. – Ness, nie ruszaj się stąd, zaraz wrócę. Przysięgam. I cały czas będę blisko – dodaje, całuje mnie we włosy i odbiega w stronę lasu. Jeszcze zanim znika za drzewami, cały się trzęsie. Czekam zaledwie dwie minuty, gdy zza drzew wyłania się Jacob. Od razu do mnie podchodzi i ponownie mnie obejmuje.
- Co jest? – pytam zaniepokojona.
- Chodźmy do domu – mówi tylko i prowadzi mnie w stronę budynku.

Gdy wchodzimy do środka, z zaskoczeniem stwierdzam, że nie ma tu Billy’ego.  Uzmysławiam sobie, że do tej pory uważałam Billy'ego za coś w rodzaju elementu wyposażenia. Już mam o to zapytać, ale Jake prowadzi mnie do malutkiego saloniku i sadza na kanapie wciaz\ż nie puszczając mojej ręki przez co niemal siadam mu na kolanach. Jestem taka zestresowana, ze nawet nie bardzo się tym przejmuję.
- Tak strasznie się o ciebie dzisiaj bałem. Byłem w drodze do domu, gdy Seth się zmienił i... Boże, już bardzo dawno nie byłem taki przerażony. Nie rób mi tego więcej - mów dobitnie obejmując mnie swoimi wielkim ramionami.
- Postaram się - mówię starając się rozładować atmosferę. Nie widzę twarzy chłopaka, ale wiem, że się uśmiecha.
- Chociaż właściwie nic się nie stało. Dobrze zrobiłaś przyjeżdżając od razu tutaj. Ten ktoś cię śledził, ale uciekł, gdy tylko natknął się na tropy sfory. Chłopaki chciały go ścigać, ale się nie zgodziliśmy. Może już nie wróci.
- Może - w moim głosie słychach powątpiewanie.
- Bez obaw, Ness. Wszystko będzie dobrze. Nie spuścimy z oka ani ciebie, ani Charliego. ale dla pewności, będzie lepiej jeśli postarasz się przesiadywać tutaj, w La Push. Cholerne deja vu!
- Co? - nie zrozumiałam tego ostatniego.
- No wiesz, jak Bella była człowiekiem, polowało na nią sporo wampirów. Przesiadywała wtedy całymi dniami na plaży w rezerwacie. A potem pilnowaliśmy jej na zmianę z Cullenami. No właściwie to ja pilnowałem jej na zmianę z Culenami.
- Dalej nie rozumiem - skarżę się.
- Nie byłem wtedy Alfą, a Sam nie zgadzał się na układy z wampirami, więc to ja pilnowałem Belli na dwie zmiany.
- Jake - jęknęłam z rozpaczą.
- Spokojnie Ness, to były stare czasy. Teraz sam jestem Alfą i mogę oddelegowywać zadania. A tak z innej beczki, idziesz jutro do Emily?
- Tak.
- To dobrz... - przerwało mu ziewnięcie.
- Jake, jesteś wykończony.
- Wcale nie. Bywało ze mną dużo gorzej.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Lepiej mi powiedz o co chodziło z tym Seattle dzisiaj.
- To znaczy?
- No nie pojechałaś do Seattle, a przecież chciałaś. Dlaczego?
- Zmieniłam zdanie.
- A dlaczego... - zawahał się. - Czemu nie zadzwoniłaś?
- Jacob, czy ty naprawdę pytasz mnie dlaczego nie poprosiłam cie o towarzyszenia mi w łażeniu po sklepach?
- No tak. Masz rację.

poniedziałek, 31 lipca 2017

ROZDZIAŁ 9 - SEATTLE ALBO NIE

Bez komentarza kochani. Cieszę się, że jesteście

***

Wbrew temu co zaplanowałam kładąc się spać, wstaję wyjątkowo późno. I to w dodatku nie dlatego, że dzwoni budzik! Obudził mnie zapach śniadania dochodzący z dołu. Pociągam nosem: jajecznica na bekonie! Fuj! Jak ja nie znoszę mięsa! Już dawno miałam porozmawiać z Sue na ten temat i teraz oczywiście tego żałuję. Zrywam się więc z łóżka i nie zawracając sobie głowy strojem zbiegam na dół po schodach.
- Cześć wszystkim! - wołam wchodząc do kuchni. Charlie tylko skinął głową mając usta pełne jajecznicy, która paruje przed nim na stole. Ale Sue wita się bardzo entuzjastycznie:
- Nessie, kochanie! Zjesz z nami?
- Nie, dziękuję bardzo, ale nie. Sue, możemy porozmawiać? - pytam, wskazując głową na salon. Kobieta chyba zrozumiała, że chcę pogadać w cztery oczy, wyciera więc ręce w ściereczkę i znika w drugim pokoju. Zanim do niej dołączam Charlie posyła mi pytające spojrzenie, ale nic mu nie odpowiadam.
- Złotko, co się stało? Wszystko w porządku? Dostałaś miesiączkę? - w jej głosie słychać wielką troskę, ale ja aż zachłystuję się powietrzem:
- Co?! Nie, nie! Nic z tych rzeczy - zaprzeczam natychmiast. Nic dziwnego, że Leah jest taka jaka jest, skoro jej matka uważa, że jedyny powód prywatnej rozmowy to okres! - Przecież jestem pół-wampirem. Chodzi mi o jedzenie.
- Jedzenie? - teraz to Sue wydaje się zbita z tropu.
- Widzisz, ja jestem przekonana, że wspaniale gotujesz. Zresztą wszyscy to potwierdzają: Jake, Charlie, Seth... Tylko, jak już mówiłam, jestem pół-wampirem. Ja jem inaczej niż wy - głupio się czuję musząc jej to tłumaczyć.
- Och, oczywiście, rozumiem. Ale wydawało mi się, że możesz jeść ludzkie jedzenie. Bella mówiła...
- Mogę jeść, to prawda - przerywam jej.  - Ale mi nie smakuje. Nie chcę cię urazić i błagam, nie bądź na mnie zła ani smutna. Ja zwyczajnie nie lubię mięsa. Jadam pieczywo, naleśniki, ciastka, czasami makaron. Ale inne rzeczy po prostu mi nie smakują. A mięso to już w szczególności.
- Renesmee, bardzo Cię przepraszam. Nie miałam pojęcia.
- Sue, nic się nie dzieje. Po prostu chciałam ci powiedzieć i wytłumaczyć czemu nic nie jem. Nie musisz się mną przejmować. Ja będę sobie jeść na własną rękę.
- Co to to nie! Zrób mi tylko listę, a będę gotować co tylko sobie zażyczysz.

Przewracam oczami, ale nie mam zamiaru dalej się z nią kłócić. Nie znam jej, ale podejrzewam, że i tak nie dałaby się przegadać. Dlatego tylko uprzejmie dziękuję i udaję się z powrotem do mojego pokoju. Szybko się ubieram, łapię pierwszą z brzegu torebkę i ponownie schodzę na dół. Przypominam Charliemu i Sue dokąd się wybieram i wychodzę z domu szybko się żegnając. Nie mam ochoty jechać do Seattle. Nie uśmiecha mi się taka wyprawa, ale z drugiej strony muszę coś ze sobą zrobić. I muszę trzymać się z dala od Jacoba. To też mi się nie podoba, ale naprawdę MUSZĘ tak postąpić. Dla jego dobra i mojego własnego również. Nie mogę się w nim zakochać. To jest nie tylko absolutnie niemożliwe ze względu na różne rasy, ale również przez wzgląd na wszystko inne. Moi rodzice, rodzina i sfora Jake’a, oni by tego nigdy nie zaakceptowali. Już ja dobrze o tym wiem. No i jeszcze ten drobny szczegół, że byłaby to bardzo nieodwzajemniona miłość…
Z tych ponurych rozmyślań wyrywa mnie dzwonek telefonu. Jest to z całą pewnością mój telefon, bo choć nigdy wcześniej z niego nie korzystałam w samochodzie rozbrzmiewa moja kołysanka. Chwilę grzebię w torebce i w końcu wyławiam z niej moją komórkę. Odbieram, nie patrząc kto dzwoni.
- Halo?
- Nessie! – słyszę w słuchawce głos mamy. – Wreszcie odebrałaś! Tak bardzo się za tobą stęskniłam – wzdycha. Na pewno była to prawda, bo Bella zwracała się do mnie „Nessie” tylko w bardzo wyjątkowych sytuacjach.
- Cześć mamo – witam się.
- Co porabiasz? Jak ci mija czas? Opowiadaj.
- Ech, nic takiego. Jadę właśnie samochodem. Jest super, podobnie jak wszystkie inne prezenty. Bardzo wam dziękuję.
- Skarbie, to żaden problem.
- Ale i tak przekaż pozostałym moje podziękowania – nalegam.
- Jak tylko ich spotkam – obiecuje mama. – Ale córeczko, kochanie, mów jak ci się żyje w Forks.
- Całkiem normalnie – odpowiadam zdezorientowana.
- Wiesz, co mam na myśli. Jak spędzasz dnie? Nie nudzisz się.
Już dawno podjęłam decyzję by nie opowiadać mamie wszystkiego, zwłaszcza o Jake’u. Nie mam najmniejszej ochoty tłumaczyć się jej dlaczego uważam, ze powinniśmy przestać się spotykać. Dlatego podejmuję decyzje by grać szczęśliwą nastolatkę. Opowiadam mamie o spotkaniu z jej szkolną znajomą, o zakupach i o umeblowaniu pokoju. Powtarzam również historyjkę o wycieczce do Seattle chociaż jadę w przeciwnym kierunku i jestem na najlepszej drodze by znaleźć się w Oregonie.
- Żyjesz w innych czasach niż ja – mówi Bella niespodziewanie, gdy kończę.
- Co? Mamo, brzmisz jak…
- Jak Edward, wiem o tym – przerywa mi.
Ma rację, mojemu tacie często zdarza się nawiązywać do dawnych czasów, nawet tak dawnych jak czasy, gdy był jeszcze człowiekiem. Moja mama też czasem to robi, tyle że czasy jej człowieczeństwa sięgają zaledwie siedem lat wstecz, więc ciężko jej mówić „w moich czasach”, bo one w gruncie rzeczy nadal trwają.
- Tylu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz, Renesmee – wzdycha, a ja zachodzę w głowę o co tej kobiecie chodzi.
- Mamo, możesz jaśniej?
Słyszę jak się śmieje, a potem woła po imieniu mojego tatę. Ten gest nieustannie mnie bawi. Moja mam zamiast skorzystać ze swoich wampirzych zmysłów i ocenić czy ktoś jest w pobliżu, woli go zawołać i ustalić to w ten sposób.
- Twojego ojca nie ma więc mogę mówić – odpowiada po kilku sekundach ciszy i zaczyna jedną z nielicznych historii których jeszcze nie słyszałam. Bella opowiada mi o kilku miesiącach swojego ludzkiego życia, po tym jak ponownie zeszli się z Edwardem, ale zanim została jego żona. Wspomina jak musiała walczyć o to by jej chłopak i najlepszy przyjaciel jakoś ze sobą koegzystowali. Mówi mi jak wymykała się z domu by spotkać Jacoba.
- Także widzisz, przecierałam ci szlaki – kończy swoja opowieść.
- Chyba nie rozumiem.
- Nie miałabyś szans spotykać się z Jake’iem gdybym wcześniej nie przygotowała na to Edwarda – śmieje się.
- Gdybyś nie spotykała się  z Jacobem to ja raczej i tak bym go nigdy nie poznała.
- Myślę, że jednak byś poznała. I wolę nie myśleć ile problemów by to wywołało.
- Mamo, o czym ty mówisz? – zupełnie jej nie rozumiem.
- Kiedyś ci o tym opowiem. Obiecuję. Ale jeszcze nie teraz.
 -O czym opowiesz? Dlaczego mówisz takimi zagadkami?
- Jeszcze tak wielu rzeczy o mnie nie wiesz, kochanie – powtarza, po czym niespodziewanie zmienia temat. – Powiedz mi, czy opowiadałam ci kiedyś o tym jak Jacob i Edward walczyli na zapachy?
Mama mówi dalej, ale nie bardzo ją słucham. Zastanawiam się nad tym co wcześniej powiedziała. O przecieraniu szlaków i innych rzeczach.
- Mamo, czy ty byłaś zakochana w Jacobie? – przerywam jej w pół słowa.
Słyszę westchnienie, a następnie zapada cisza. Trwa tak długo, że zaczynam podejrzewać, że mama się rozłączyła, ale wtedy odzywa się głosem pełnym napięcia.
- Dla dobra własnego, mojego i wszystkich innych, przyjmij, że odpowiedź na to pytanie brzmi nie i nigdy nie wracaj do tego tematu. A teraz, wybacz, musze już kończyć. Edward wrócił – i rozłączyła się.

Było to dla mnie tak wielkim zaskoczeniem, że jeszcze przez dobrą minutę trzymałam komórkę przy uchu. Z odpowiedzi mamy wynikało jasno, że ona go kochała i że nie chce nigdy do tego wracać. Upór odziedziczyłam po obu rodzicach, więc wiedziałam jedno: na pewno nie odpuszczę i będę drążyć temat. Skoro mama nie chciała mi odpowiedzieć, będę zmuszona pogadać z kimś innym.
Od dłuższego czasu jadę przez drogę prowadzącą przez las. Zjeżdżam w najbliższą boczną ścieżkę i postanawiam wybrać się na polowanie. Nigdy nie lubiłam polować, a już w szczególności samotnie, ale po pierwsze już bardzo dawno nie polowałam, a nie powinnam tego tak długo odwlekać, bo źle działało to na mój charakter, a po drugie była to jedna z niewielu dostępnych teraz opcji by oderwać się od przykrych rozmyślań o Jake’u. Polując mogłam się skupić na chwili obecnej i nie myśleć o niczym innym. A tego właśnie potrzebowałam.
Podczas polowania miałam szczęście i nieszczęście jednocześnie. Dość szybko wpadłam na trop jakiegoś drapieżnika, ale gdy podążyłam jego śladem okazało się, że to wilk. Nie wilkołak oczywiście, tylko zwyczajne głupie zwierzę, ale nie mogłam się zdobyć by go zabić. Nie potrafiłam i nie chciałam zabijać wilka. Za bardzo je kocham. Dlatego musiałam zadowolić się jakimś jeleniem, a nawet dwoma. Gdy wracam do samochodu, okazuje się, że mam sześć nieodebranych połączeń. Wszystkie od Jacoba. Wzdycham i odkładam telefon. Bardzo chcę do niego zadzwonić i usłyszeć jego głos i właśnie dlatego nie mogę tego zrobić. Zanim jednak zdążam wsiąść do auta, telefon dzwoni ponownie. Tym razem jest to Charlie.
- Proszę? – odbieram.
- Ness, nic ci nie jest?
- Nie, dlaczego miałoby mi coś być? – pytam zaskoczona.
- Może ty jej to wytłumaczysz – mówi, a ja słyszę jak podaje komuś słuchawkę. Jeszcze zanim się odezwie wiem kto jest z Charliem.
- Nessie, dlaczego nie odbierasz telefonu? Wydzwaniam do ciebie od godziny i… – Jacob nadal coś mówi, ale już go nie słucham, bo w tym samym momencie czuję w nozdrzach dziwny zapach. Nie znam go, ale bez problemu rozpoznaję. To wampirza woń. Wampir, obcy wampir był przy moim samochodzie nie więcej niż dziesięć minut temu. Cała się spinam.

- Jake, musze kończyć – rzucam do słuchawki i rozłączam się.