Spędziłam z Alice w samochodzie cudowne dwie i pół godziny. Przez cały
czas narzekała na mój strój i tą "okropną torebkę", którą kupiła mi
Bella. I wcale nie przemawiały do niej moje argumenty, że w przygotowanej przez
nią kreacji wyglądałabym na wariatkę z powodu panującej pogody i że prezent od
rodziców naprawdę bardzo mi się podoba. Następne godziny usiłowałam ją
przekonać, że lot do Forks nie ma najmniejszego sensu i że powinnam pojechać
tam samochodem, ale oczywiście nie dało się przemówić jej do rozsądku.
- Awionetka jest już zapłacona i marnotrawstwem byłoby ją ignorować -
dokładnie tak mi powiedziała. Nie było sensu się z nią kłócić.
Tak jak przewidziałam, Alice nie miała w planie kupić mi przydatnych
rzeczy zdatnych do noszenia. Nawet nie chodzi o to, że ja nie lubię sukienek,
wręcz przeciwnie uwielbiam je nosić i oglądać. Ale kiedy ktoś na siłę stara się
przebierać cię po cztery razy na dzień i robi ci po sto zdjęć w każdej z
kreacji, zaczynasz tego nienawidzić. Naprawdę! Jeśli kiedykolwiek zechcecie
kogoś zniechęcić do czegoś wystarczy, że każecie mu to robić po kilka razy
dziennie. Znudzi się już po tygodniu, a ja musiałam to wytrzymywać przez 7 lat! Zwyczajnie miałam dość! Nie sprzeciwiałam się jednak. Posłusznie przymierzałam
wszystko, co Alice mi wciskała i przymykałam oko na rosnącą liczbę toreb z
zakupami. I tak zamierzałam sama zrobić sobie zakupy, kiedy już dotrę na
miejsce.
Kiedy opuszczałyśmy centrum handlowe o 14:00, Alice była już w nieco
lepszym nastroju, ale wciąż była niezadowolona, że nie kupiłyśmy wszystkiego.
Dlatego obiecała mi, że w najbliższym czasie przyśle mi paczkę z brakującymi
elementami mojej garderoby. Ja ze swojej strony byłam pewna, że jej nie
otworzę.
Na lotnisku żegnałyśmy się krótko, moja przyjaciółka zdążyła tylko
wcisnąć mi do ręki spakowane już torby podróżne, ucałowała mnie w oba policzki i
już musiałam biec do samolotu. Zdziwiło mnie, że nie lecę sama. Byłam pewna, że
tylko moja rodzina jest na tyle szalona, aby latać na takich odległościach. Ale
nie. Dziewczyna z którą leciałam miała około 25 lat, gęste, ciemnobrązowe włosy
i niebieskie oczy. Kiedy weszłam do samolotu przyjrzała mi się uważnie i już
nie oderwała ode mnie wzroku. Było to bardzo denerwujące, więc po 10 minutach sama
się odezwałam:
- Przepraszam Panią bardzo, czy mam coś na twarzy? Jestem brudna? Bo
tak mi się Pani przygląda - starałam się mówić bardzo uprzejmie, ale byłam zirytowana i nie bardzo mi to wychodziło.
- Och, najmocniej przepraszam. Zwyczajnie bardzo mi kogoś przypominasz.
I tak w ogóle jestem Jessica Stan... Jestem Jessica Newton - to powiedziawszy
wstała ze swojego miejsca i wyciągnęła dłoń w moim kierunku. A kiedy ją
uścisnęłam usiadła koło mnie. Fakt, że zawahała się przy własnym nazwisku nieco
mnie zdziwił, zwłaszcza, że samo nazwisko już kiedyś obiło mi się o uszy i
usilnie próbowałam sobie przypomnieć skąd je znam.
- Masz może coś wspólnego z Mike'iem Newton'em? - zapytałam
uświadomiwszy sobie, że był to znajomy mojej mamy z liceum w Forks.
- Oczywiście! Ale ty znasz Mike'a? No bo wiesz, od tygodnia jestem jego
żoną. Naprawdę! - i zaczęła mówić. Opowiedziała mi o wspaniałym weselu i o tym
jaki to Mike jest cudowny i dobry. Wszystkie te wiadomości wlatywały jednym
uchem i wylatywały drugim, ale utwierdziły mnie w przekonaniu, że mam do czynienia
z jedną ze szkolnych przyjaciółek Belli - Jessicą Stanley.
- Ale czy ty masz coś wspólnego z Cullenami? - zapytała, nagle
zmieniając temat. Przeraziła mnie, bo nie sądziłam, że ktoś mnie tutaj rozpozna
i nie przygotowałam sobie żadnej wersji mojej historii.
- Yyyy... Ja... No tak jakby - odpowiedziałam niepewnie.
- Wiedziałam! - wykrzyknęła Jessica. - Wyglądasz kropka w kropkę jak
Edward!
- No trochę tak. To mój starszy brat - zdecydowałam się brnąć dalej w
kłamstwo, które przynajmniej znałam.
- To on ma siostrę? Ja cię chyba nigdy nie widziałam.
- Na pewno mnie nie widziałaś. Zostaliśmy rozdzieleni po śmierci
naszych rodziców. Dopiero niedawno go odnalazłam. Biorąc to pod...
- A co robisz w Forks? - przerwała mi.
- Odwiedzam - urwałam nagle niepewna co odpowiedzieć. Jessica spojrzała
na mnie pytająco. - Przyjechałam odwiedzić Charliego - uznałam, że prawda
będzie najbezpieczniejsza
- Charliego? Ojca Belli? Po co?
- Ja znam go dość dobrze. To trochę dziwne, ale to on pomógł mi odnaleźć
brata i wtedy się zaprzyjaźniliśmy. To cudowny człowiek.
- Nie wątpię - mruknęła. - Na długo zostajesz?
- Pewnie na całe wakacje. Mam też znajomych w La Push.
- Bardziej przypominasz mi Bellę niż Edwarda. No wiesz, żonę twojego
brata. Nie z wyglądu oczywiście, ale z zachowania. Czuję się jakbym wróciła do
liceum.
- Przepraszam - odparłam niepewnie.
- Nie masz za co - dziewczyna wybuchnęła śmiechem. - To po prostu trochę
dziwne. Ale czekaj, czekaj... Lecisz z Portland. To tam teraz mieszkają
Cullenowie? Byłam pewna, że wynieśli sie w okolicę Bostonu.
- Nie, nie. Nie mieszkają w Portland. Właściwie to nie wiem, gdzie
teraz są. Edward mówi, że ciągle gdzieś się przenoszą. A zresztą i tak on
mieszka tylko z Bellą, więc może reszta Cullenów jednak jest w Bostonie. Nie
znam ich zbyt dobrze więc nie wiem - w tym momencie naprawdę się cieszyłam, że odziedziczyłam talent do kłamania po ojcu, a nie po Belli.
- To bardzo ciekawe... To co robiłaś w Portland?
- Byłam na otwarciu nowej galerii - stwierdziłam, że w tym przypadku
mogę nie kłamać.
- I tylko po to fatygowałaś się aż do Portland?
- To było po drodze. Na co dzień mieszkam w Wisconsin - wyjaśniłam zwięźle.
Później Jessica coś jeszcze mi opowiadała, ale właściwie to już byłyśmy
na miejscu więc musiałyśmy się pożegnać. Pomachałam jej na do widzenia i przyglądałam
się wita się z wyższym od niej blondynem - zapewne Mike'iem Newtonem.
Dopiero później zaczęłam się rozglądać za charakterystycznym wozem
policyjnym i oczywiście się rozczarowałam. Nigdzie go nie było. Już miałam
zadzwonić do Charliego i uprzejmie przypomnieć mu o swoim przyjeździe, ale
wtedy jeszcze raz rzuciłam okiem na parking i telefon okazał się niepotrzebny.
Stał oparty o maskę swojego czarnego forda. Kiedy spostrzegł, że go zauważyłam
uśmiechnął się od ucha od ucha i pomachał mi. Mój Jake... Nie mogłam nie odpowiedzieć
mu tym samym.
Ruszyłam w jego kierunku myśląc jednocześnie jak, u licha, mam unikać
Jacoba, skoro jest pierwszą osobą, którą zobaczyłam w Forks?
"+"
OdpowiedzUsuń