Moi kochani,
bardzo się cieszę, że mam tak wielu czytelników (wczoraj mój blog odwiedziło 36 osób). Bardzo chętnie zabrałabym się do pisania kolejnych rozdziałów na które mam już i pomysł, i czas. Istnieje jednak pewien problem. Potrzebuję do ich napisania książki "Zaćmienie" autorstwa Stephanie Mayer online. Chcę wykorzystać legendy z ogniska w La Push i kilka innych fragmentów. Pozostałe trzy części sagi już znalazłam, ale Zaćmienie, którego najbardziej potrzebuję, nie mogę wyszukać. Dlatego zwracam się z prośbą do was, kochani czytelnicy, abyście pomogli mi w poszukiwaniach i w komentarzach (których tak na marginesie w ogóle nie piszecie) podali mi linki do stron gdzie mogę to znaleźć Bardzo ważne jest jednak, aby było to tłumaczenie oryginalne, czyli przełożeniu Joanny Urban. Bardzo proszę o pomoc, a jak na razie postaram się wymyślić kilka rozdziałów zanim dojdę do Quileckich legend.
Pozdrawiam was serdecznie i gorąco proszę o pomoc
Zuzu
Nowa zasada: podobał ci się rozdział? Zostaw komentarz o treści "+". Za 5 plusów będzie nagroda - kolejny rozdzialik. Informacje o nowych rozdziałach na Facebooku https://www.facebook.com/oczy.renesmee/
Dodawajcie komentarze i opinie
Bardzo was proszę o dodawanie komentarzy do moich postów. Chcę znać waszą opinię. Jeśli macie pomysły na przygody Nessie to z chęcią je przeczytam i postaram sie umieścić je w moich opowiadaniach.
Mam nadzieję, że będziecie często odwiedzać mojego bloga, ciekawi dalszych przygód pół wampirzycy.
poniedziałek, 20 maja 2013
niedziela, 12 maja 2013
ROZDZIAŁ 3 - WYJAZD
Nieśpiesznie dopiłam mleko i z powątpiewaniem przyjrzałam się naszykowanej dla mnie, przez Alice, kreacji. Była to bardzo cienka, lniana sukienka na ramiączkach. Wyjrzałam przez okno. Padał deszcz, a termometr wskazywał 10*C - piękna pogoda jak na maj - pomyślałam. Zignorowałam więc sukienkę, a zamiast niej włożyłam dżinsy i bawełnianą , kolorową bluzkę. Na ramiona narzuciłam cienki sweterek, a na nogi wsunęłam wygodne adidasy. Rozczesałam długie do pasa włosy i dla większej wygody przerzuciłam je przez lewę ramię. Z danych mi przez Alice 7 minut zostało mi 5.
Dopiero teraz zauważyłam, że moja ciocia nie zabrała swojej torby podróżnej. Zajrzałam do środka. Była prawie pusta. Dorzuciłam więc do niej swój pamiętnik, kilka wygodnych ubrań (bo byłam pewna, że Alice zamierza spakować mi tylko ubrania eleganckie) m. in. dwie pary dżinsów, dres, kilka podkoszulek i bluzek z długim rękawem oraz ulubioną poduszkę i album ze zdjęciami. Udało mi się też wepchnąć pantofle i te idiotyczne, eleganckie, białe sandałki naszykowane przez Alice.
Przewiesiłam sobie torbę przez ramię, z szafki nocnej zabrałam tacę i w tej samej chwili zauważyłam na niej swoją ukochaną bransoletkę i medalion ze zdjęciem naszej trzyosobowej rodziny. Jednym ruchem wsunęłam je do kieszeni i zeszłam na dół.
W salonie byli wszyscy prócz Carlisla i Emmetta. Ten pierwszy był pewnie w szpitalu, ale zaciekawiła mnie nieobecność tego drugiego.
- Jest na polowaniu - odpowiedział tata, a ja kątem oka zauważyłam, że mama znika za rogiem, w małej bibliotece.
- Pewnie zaraz do niego dołączę, ale mnie, w przeciwieństwie do niego, zależy na tym, aby się z tobą pożegnać - dodała Rosalie. W międzyczasie Esme zabrała mi tacę z rąk i zaniosła do kuchni.
- W takim razie, do zobaczenia Renesmee - tata uśmiechnął się i wyciągną do mnie ręce. Przytuliłam się.
- Możesz być pewna, że niedługo cię odwiedzimy - obiecała mama. Odwróciłam się do niej i także ją uściskałam. Wręczyła mi trzymaną przez siebie torebkę, dość dużą i bardzo ładną, prostą, bez szaleństw.
- Są w niej małe upominki od każdego z nas i kilka drobiazgów, których Alice raczej ci nie kupi - powiedziała mama. Później pożegnałam się z Rose i Esme, ale gdy podchodziłam do Jaspera moich uszu dobiegł głośny i przeciągły dźwięk klaksonu samochodu. Ktoś warknął i był to chyba tata, ale nie odwróciłam się, aby sprawdzić.
- Do widzenia Nessie. - Jasper pożegnał się krótko. - Idź już, bo Alice do cierpliwych nie należy. Pomachałam wszystkim i wybiegłam z domu na deszcz.
Dopiero teraz zauważyłam, że moja ciocia nie zabrała swojej torby podróżnej. Zajrzałam do środka. Była prawie pusta. Dorzuciłam więc do niej swój pamiętnik, kilka wygodnych ubrań (bo byłam pewna, że Alice zamierza spakować mi tylko ubrania eleganckie) m. in. dwie pary dżinsów, dres, kilka podkoszulek i bluzek z długim rękawem oraz ulubioną poduszkę i album ze zdjęciami. Udało mi się też wepchnąć pantofle i te idiotyczne, eleganckie, białe sandałki naszykowane przez Alice.
Przewiesiłam sobie torbę przez ramię, z szafki nocnej zabrałam tacę i w tej samej chwili zauważyłam na niej swoją ukochaną bransoletkę i medalion ze zdjęciem naszej trzyosobowej rodziny. Jednym ruchem wsunęłam je do kieszeni i zeszłam na dół.
W salonie byli wszyscy prócz Carlisla i Emmetta. Ten pierwszy był pewnie w szpitalu, ale zaciekawiła mnie nieobecność tego drugiego.
- Jest na polowaniu - odpowiedział tata, a ja kątem oka zauważyłam, że mama znika za rogiem, w małej bibliotece.
- Pewnie zaraz do niego dołączę, ale mnie, w przeciwieństwie do niego, zależy na tym, aby się z tobą pożegnać - dodała Rosalie. W międzyczasie Esme zabrała mi tacę z rąk i zaniosła do kuchni.
- W takim razie, do zobaczenia Renesmee - tata uśmiechnął się i wyciągną do mnie ręce. Przytuliłam się.
- Możesz być pewna, że niedługo cię odwiedzimy - obiecała mama. Odwróciłam się do niej i także ją uściskałam. Wręczyła mi trzymaną przez siebie torebkę, dość dużą i bardzo ładną, prostą, bez szaleństw.
- Są w niej małe upominki od każdego z nas i kilka drobiazgów, których Alice raczej ci nie kupi - powiedziała mama. Później pożegnałam się z Rose i Esme, ale gdy podchodziłam do Jaspera moich uszu dobiegł głośny i przeciągły dźwięk klaksonu samochodu. Ktoś warknął i był to chyba tata, ale nie odwróciłam się, aby sprawdzić.
- Do widzenia Nessie. - Jasper pożegnał się krótko. - Idź już, bo Alice do cierpliwych nie należy. Pomachałam wszystkim i wybiegłam z domu na deszcz.
czwartek, 9 maja 2013
ROZDZIAŁ 2 - PORANEK
Kiedy się obudziłam zegarek wskazywał 7:22. Nadal było mi zimno, potrzebowałam ciepła Jacoba.
- Nie, nie wolno ci tak myśleć - powiedziałam na głos. Nagle drzwi otworzyły się z impetem i w progu ukazała się Alice, z tacą w rękach i sporą torbą podróżną przewieszoną przez ramię.
- Wreszcie wstałaś! Nie rozumiem jak można tyle spać. Gadałaś do siebie? – spytała, położyła niesioną przez siebie tacę ze śniadaniem na stoliku nocnym i nie czekając na odpowiedź zniknęła w mojej, zbyt dużej garderobie. Na talerzu znajdowało się właściwie całe ludzkie jedzenie, jakie lubię czyli pieczywo. Kiedy byłam mniejsza, nie smakowało mi nic co jadali zwykli ludzie, ale kiedy dwa lata temu byłam na wakacjach we Francji spróbowałam tamtejszej bagietki z masłem i dosłownie się w niej zakochałam. Od tamtej pory jadam każdy rodzaj pieczywa, oczywiście obowiązkowo z masłem. Bardzo lubię też ciasteczka maślane i zwykłe płatki kukurydzane. Jeśli natomiast chodzi o picie to jedyne co lubię to zimne, krowie mleko, ewentualnie z kakao.
Na tacy, którą przyniosła Alice, znajdowało się moje codzienne śniadanie, które Emmett zwykł nazywać „przysmakiem Świętego Mikołaja”, czyli kromka ciemnego, pełno ziarnistego chleba z masłem, dwa maślane ciasteczka i szklanka mleka. Z ochotą zabrałam się do jedzenia.
- Alice, dlaczego uważasz, że długo spałam? Przecież nie ma jeszcze wpół do ósmej – spytałam z pełną buzią. Moja ciocia wyłoniła się zza drzwi garderoby. Przez lewe przedramię miała przewieszona jakąś kremowobiałą tkaninę, a w prawej ręce trzymała moje sandałki na obcasie, bardzo eleganckie.
- Nessie, o 9:30 otwierają nowe centrum handlowe w Portland. Chcę ci tam skompletować zestaw ubrań na wyjazd – oznajmiła mi takim tonem jakby musiała tłumaczyć coś oczywistego. W międzyczasie odłożyła swoje znaleziska na łóżko i zaczęła wrzucać do swojej torby dziwne rzeczy m.in. moją MP3-ójkę, kilka moich naszyjników i kosmetyczkę.
- W Portland?! Przecież to prawie 300 km stąd – przeraziłam się.
- Wiem o tym – odpowiedziała spokojnie - Pojedziemy tam we dwójkę, a potem o 15:16 masz samolot.
- Mam lecieć do Forks samolotem?! To się zupełnie nie opłaca.
- Wcale nie. Do Portland jest stąd piękna autostrada, a do Forks dziurawa droga gminna. Zresztą zawsze tam latamy, a nie jeździmy. Przestań jęczeć i ubierz się. Czekam na siebie w samochodzie za 7 minut - powiedziała i zniknęła za drzwiami.
sobota, 13 kwietnia 2013
ROZDZIAŁ 1 - CHŁÓD
<<Minęły dwa lata odkąd wyprowadziliśmy się z Forks. Teraz
mieszkam w Fall City, 26 mil na wschód od Seattle. Nie jest to w sumie tak
bardzo daleko, ale żeby dotrzeć do Forks, trzeba jechać około czterech godzin.
No dobra, dobra. Którykolwiek z członków mojej rodziny zajechałby tam, w co
najwyżej dwie. Zresztą jeździmy tam dość często. Odwiedzamy Charliego i sforę
Sama. On i jego żona Emily też nas odwiedzają, a właściwie Jacoba, aby obgadać
„wilcze sprawy”. Tak, tak. Jake i jego sfora mieszkają z nami. No nie do końca
z nami, bo mają coś w rodzaju własnego, małego akademika jakiś kilometr w głąb
lasu (ja i moja rodzina mieszkamy na jego skraju, wilkołaki zaś w środku puszczy).
Yvone - dziewczyna Embry’ego robi im za kucharkę, do pomocy ma czasami Leah, no
i mamę Claire, bo Fall City to rodzinne miasteczko rodziców dziewczynki. Tak na
dobrą sprawę to nie wiem, po co oni się z nami trzymają i z jakiej
racji znają nasza tajemnicę. Jacob kiedyś wspominał, że to jakaś rodzina Quil’a
czy coś takiego. Dość już o wilkach, teraz trochę o szkole. Z Cullenów cała
nasza siódemka chodzi do szkoły. Jasper, Rosalie i Emmett są w trzeciej klasie
(blondyni udają kuzynostwo), Edward, Bella i Alice - w drugiej. Edward udaje
mojego, starszego o rok brata, z czego wychodzi, że tylko ja jestem w pierwszej
klasie liceum. Nie licząc Setha, który jako jedyny z wilków chodzi do szkoły.
Na polecenie siostry, oczywiście. W Fall City jest zawsze zimno, pochmurno i
mokro, więc moja rodzina bez przeszkód „udaje normalnych”. Dziadek Carlisle
pracuje w miejscowym szpitalu i na pół etatu wykłada medycynę na uczelni w
Seattle, w końcu dojazd tam, zajmuje mu około piętnastu minut, jeśli przymknąć
oko na ograniczenia prędkości. A babcia Esme jak zwykle zajmuje się domem. Jest
duży i piękny. Mam własny pokój z przepięknym widokiem na las i ogromną garderobą,
o której wyposażenie zadbały moje ciocie.>>
Uśmiechnęłam się do swoich wspomnień czytając ten wpis w moim
pamiętniku. Brr… Zimno tu. To było do mnie nie podobne. Temperatura mojej skóry
znacznie przewyższała normę człowieka, choć wychładzałam się w normalnym tempie.
Po prostu dłużej stygnie się z temperatury 39*C, niż 36, 6*C. Wstałam i
zamknęłam okno. Wieczór był naprawdę chłodny. Zamknęłam swój pamiętnik na klucz,
po czym podeszłam do drzwi mojej wielkiej garderoby. Dotknęłam czujnika ręka i
z dziury pod nim wysunął się mały mikrofon, a na ekranie pojawiła się zielona
dioda. Cicho prześpiewałam gamę. Był to pomysł Alice, która uznała, że garderoba
ma się otwierać tylko, jeśli coś zaśpiewam, bo „masz taki piękny głos”. Uważam
to za bezsensowne i idiotyczne. Weszłam do garderoby, otwarłam małą skrytkę w
ścianie i ukryłam w niej pamiętnik. Zamknęłam ją tym samym kluczem, co
wcześniej mój dziennik, a kluczyk na sznurku powiesiłam na gwoździu, głęboko w
szafie. Po drodze wzięłam też ręcznik oraz koszulę nocną i opuściłam garderobę z
zamiarem wzięcia rozgrzewającego prysznica. Drzwi same się za mną
zamknęły. Weszłam do naszej ogromnej łazienki i napuściłam wodę do wanny. Kiedy
zanurzyłam się w gorącej wodzie, pogrążyłam się w rozmyślaniach. W zasadzie nie
potrzebowałam tej kąpieli. Wystarczyłby mi Jacob. Nie, nie wolno mi tak myśleć.
Znam Jacoba odkąd pamiętam. Przez pierwszy dwa lata był dla mnie jak brat,
wspaniały i troskliwy. Później, kiedy zaczęłam wyglądać na osimio-dziewięciolatkę(rzeczywiście
miałam trzy), stał się moim powiernikiem i najlepszym przyjacielem, ale od
pewnego czasu czułam do niego coś więcej. Zdecydowanie za dużo jak na osobę,
która już za cztery miesiące mała skończyć siedem lat, chodź w rzeczywistości
wyglądam i czuję się jak szesnastolatka. Od kilku miesięcy, kiedy Jake na mnie
patrzył czułam coś dziwnego. A kiedy mnie dotykał serce zaczynało bić mi
mocniej. Dlatego od jakiegoś miesiąca staram się go unikać. Nie mogę się tak
przy nim zachowywać. W końcu ja dla Jacoba jestem tylko przyjaciółką i nikim
więcej. Miałam dość tych ponurych rozmyślań i wyszłam z wanny. Gorąca woda nic
nie dała, nadal było mi zimno. Kiedy ubrałam się w piżamę, wyszłam z łazienki
po cichutku, aby jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku, ale z moich planów
nic nie wyszło.
- Renesmee -zawołała z dołu mama. Tak to jest mieszkać z wampirami pod
jednym dachem, zawsze wiedzą, kiedy coś się kończy robić - Zejdź na chwilkę.
- A muszę? Jestem bardzo zmęczona.
- Tylko na moment. Chcę cię tylko o coś zapytać? - zaciekawiona zeszłam
na dół.
- Więc, o co chodzi?
- Dzwonił Charlie i chciał się zapytać, czy nie chciałabyś spędzić
wakacji w Forks.
- W Forks! Mówisz serio? O niczym innym nie marzę. Naprawdę bym mogła?
- Gdybyś nie mogła to bym ci tego nie proponowała. Pomyśleliśmy z tatą,
że pewnie chciałabyś pomieszkać z dala od rodziców - zaśmiała się. - Wilki też
zamierzają spędzić wakacje z rodziną, więc nie będziesz tam ani sama ani zagubiona.
- Dziękuję, dziękuję! - uściskałam ją z całej siły
- Kiedy mam jechać?
- Jak tylko zechcesz. Najbliższy samolot do Port Angeles masz jutro - odpowiedziała.
- Naprawdę mogę jechać już jutro? To cudownie.
- Alice Cię spakuje - dodała mama. - Ale idź teraz spać. Musisz być
wypoczęta.
- I tak teraz nie zasnę. Ale pójdę już do siebie.
Pomachałam wszystkim przez ramię, krzyknęłam „Dobranoc” i po chwili
leżałam już pod ciepłą kołdrą we własnym łóżku. Nadal było mi zimno, ale moje
serce powoli rozgrzewał ogień. Jestem taka szczęśliwa. Mam spędzić całe wakacje
w Forks, z dala od rodziców, a za to z Jacobem. Skarciłam się za takie
myślenie.
Jacob jest tylko twoim przyjacielem - przekonywałam się.
Mimo wielu starań nie udało mi się wyrzucić Jake'a ze swoich myśli.
Zrezygnowana i zmęczona tymi próbami zasnęłam, z uśmiechem na ustach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)